Od roku w Świętajnie, a od ponad miesiąca w Spychowie działa straż obywatelska. Kilkudziesięciu ludzi patroluje nocami teren obu miejscowości. Pilnują mienia swego i sąsiadów.

We własnym interesie

Zaskoczyło w Świętajnie

Karol Rutkowski i sierżant sztabowy Mariusz Serafin, dwóch policjantów mających "pod opieką" gminę Świętajno od z górą dwóch lat próbowali przekonać tych, którzy mają coś do stracenia, że jeśli sami sobie nie pomogą, to i nie bardzo mają na kogo liczyć. W końcu apele trafiły na podatny grunt. W Świętajnie, na kilka tygodni przed bożonarodzeniowymi świętami 2001 roku kilku właścicieli sklepów i innych obiektów "tradycyjnie" pozostających w zainteresowaniu złodziei, zaczęli pełnić nocne służby. Po dwóch-trzech, na zmiany, jeździli prywatnymi samochodami ulicami Świętajna, przyglądali się obcym pojazdom, nieznanym przybyszom, towarzyszyli im, gdy ci penetrowali teren miejscowości, skutecznie odstraszając ewentualnych amatorów cudzego mienia.

- Przed świętami liczba włamań zawsze wzrasta, a właściciele szkody odczuwają większe, bo wtedy mają zwykle w sklepach więcej towarów - tłumaczy Karol Rutkowski motywy, jakimi kierowało się siedmiu mieszkańców Świętajna. Skutki patroli spodobały się, więc ich nie zaniechano. Do "pierwotnej" siódemki dokooptowali następni. System społecznych służb przetrwał ponad rok i się rozwija.

- Gdy w listopadzie ubr. byłem na policyjnym szkoleniu i o tym mówiłem, to nikt mi nie wierzył - wspomina Karol Rutkowski dodając, że podobne próby pilnowania samych siebie były podejmowane przez mieszkańców w innych rejonach kraju i województwa. Nigdzie jednak nie przetrwały dłużej niż trzy miesiące.

Spychowo poszło śladem

W gminie Świętajno, nie dość że idea nie umarła śmiercią naturalną, to się rozkrzewia. Od stycznia aktywna grupa "patrolowców" zorganizowała się w Spychowie. Na liście osób, które przystąpiły do akcji znajduje się 49 nazwisk, w przeważającej mierze młodych ludzi. Spotykają się raz w miesiącu, by podsumować dokonania, wymienić się spostrzeżeniami, wyciągnąć wnioski i usprawnić służbę.

- Musimy zdać sobie sprawę z tego, że pilnujemy własnych podwórek, własnego mienia, że to głównie nasz prywatny interes - mówi Grzegorz Groszyk, którego członkowie grupy na pierwszym spotkaniu wybrali na szefa. To on ustala harmonogram służb, dba o to, by nie było przestojów, kontaktuje się z policjantami i wykonuje szereg innych zadań organizacyjnych.

Pełna, solidna i rzetelna kontrola wszystkich wyznaczonych w Spychowie punktów wymaga pokonania w ciągu nocy (od 21.00 do 5.00) około 120 km. Nie jest to mało, tym bardziej, że patrol nie polega tylko na siedzeniu za kierownicą. Trzeba niejednokrotnie wysiąść z samochodu, obejść w koło jakiś budynek, sprawdzić zamki, kłódki itp., w pierwszej kolejności na posesjach tych, którzy wchodzą w skład grupy.

- Jeśli ktoś nie może jechać, to zapewnia zastępstwo. Któregoś dnia musiałem jeździć poza kolejnością. I nie straszne było to, że jeździłem, ale to, że noc mogła minąć w ogóle bez patrolu, bo ludzie już o tym wiedzą i czują się bezpieczniejsi - tłumaczy Grzegorz Groszyk.

Na co zwracają uwagę? Na każdy obcy samochód, który po nocy nie ma czego w Spychowie szukać, na zabezpieczenie posesji, na to czy kłódki wiszą tam gdzie należy, czy zamknięte są garaże, czy nikt nie plącze się po wsi, choć plątać się nie powinien.

- Zajmujemy się prewencją i to przynosi wymierne skutki - podkreśla szef spychowskiej straży.

Małe zwycięstwa

Członkowie grupy wymieniają się doświadczeniami, zdarzeniami. Ot, na przykład, podczas patrolu zauważono, że na jednej ze strzeżonych posesji stoi wózek załadowany butlami z gazem.

- Sam się po prostu prosił (ten wózek) o to, by ktoś go wyciągnął - mówią patrolujący. Zadzwonili więc do gospodarza, choć to była druga w nocy, by się dowiedzieć, czy to on taki nierozważny, czy też może to złodzieje już się do kradzieży sposobili, ale zostali wystraszeni. - Okazało się, że to wina gospodarza. Widać tak nam już ufa, że nie dba sam o zabezpieczenie własności.

Humorystycznie brzmiała też historia, gdy na szczycieńską komendę zadzwonił patrol ochroniarskiej firmy "Joker", która "opiekuje się" kilkoma obiektami. Ochroniarze informowali, że są przez dłuższy czas śledzeni przez podejrzany samochód, w którym siedzi "czterech byków" i nie wiadomo jakie mają zamiary, ale pewnie niezbyt godziwe.

- My tylko chcieliśmy sprawdzić, jak oni patrolują - powiadają członkowie grupy, "sprawcy" zamieszania.

Czysty interes na dziś...

Co ich mobilizuje, zachęca? Dlaczego poświęcają swój czas i pieniądze? Jeżdżą na swój koszt, a każda służba to m.in. "przejechane" paliwo za 30-40 zł.

- Dwa lata temu wybito mi szybę w samochodzie, skradziono radio. Straty rzędu 500 zł. Jak mi patrol wypadnie raz w miesiącu, to w ciągu roku mniej mnie to będzie kosztowało niż naprawy szkód - mówi jeden z "patrolowców".

- Gdybyśmy byli na tyle zamożni, by wynająć kilku silnych "bezszyjnych", to pewnie byśmy tak zrobili. Ale nie stać nas na to, więc pilnujemy sami - dodaje inny.

- A mnie się po prostu podoba ta inicjatywa. Wielu z nas, choć jesteśmy z tej samej miejscowości, dotychczas się nie znało. Dziś stanowimy zgraną grupę. Jak się rozpędzimy, to będziemy robić inne, fajne rzeczy - powiada kolejny uczestnik patroli. Od czasu, gdy zaczęli działać, nie odnotowano w Spychowie żadnego włamania. Było jedno usiłowanie kradzieży, ale skończyło się na zniszczonej kłódce.

... i na przyszłość

Chcą, by pod tabliczką z nazwą Spychowo umieścić jeszcze jedną, z napisem "miejscowość patrolowana".

- Gdy uda nam się sprawić, że Spychowo będzie bezpieczne, to i turyści chętniej do nas przyjadą. A wtedy każdy sklep będzie miał większe obroty, więcej się będzie budowało, to i murarz czy stolarz zarobi - powiadają.

Dobrowolność jest podstawą patrolowych służb. Każdy z chętnych podpisuje deklarację, że sam za siebie odpowiada, wie co robi i godzi się z ewentualnymi konsekwencjami. Kupuje sobie latarkę, zapewnia środki łączności i transportu. Każdorazowo skład osobowy patrolu zgłaszany jest dyżurnemu KPP w Szczytnie, z którą utrzymywany jest ciągły kontakt i współpraca. Nie wolno im podejmować bezpośrednich interwencji, chyba że na własną odpowiedzialność. Jeśli się rozzuchwalą i kogoś lub coś nadwerężą, to za to "bekną" - ulg nie ma. Wszelkie problemy załatwiają we własnym gronie. Nie są "czyści". Niektórzy z członków patrolowej brygady mają swoje "za uszami", nawet własne doświadczenia z Temidą. Przeżyli, poznali zasady, dorośli... Budujący jest entuzjazm, który wszyscy, czy to mąż czy żona (a i kobiety w tym uczestniczą), wykazują. Tych, którzy przystąpili do akcji z niezbyt czystych pobudek, wyłapują i "pokojowo" eliminują. Czują się - jak powiadają - lepsi, bo mają okazję i możliwość zrobić coś dla innych. Spotykają się z uwagami sąsiadów i znajomych, złośliwościami, przycinkami, choć coraz rzadziej.

- To jest coś, co poprawia sytuację w Spychowie, ale też i nas samych. I o to chodzi! - podsumowują.

(hab)

2003.02.26